Wędrówka z kręgiem wędrowników z Lublina 15-17.05..2015r pióra Ernesta Benickiego
Z kręgiem z Lublina spotkaliśmy się
w ciepły piątkowy wieczór kilka minut po godzinie dwudziestej na
stacji PKP w Dęblinie. Było stosunkowo późno więc postanowiliśmy
od razu wyjść z miasta i znaleźć miejsce na obozowisko w
pobliskich lasach.
Następnego dnia zaczęliśmy modlitwą
i śniadankiem. Zwinęliśmy namioty oraz plandeki po czym wyszliśmy
na drogę do punktu docelowego czyli Puław. W trakcie marszu
poznawaliśmy się lepiej, opowiadając różne historie z
poprzednich wędrówek, imprez harcerskich bądź życia codziennego.
W lubelskim kręgu na tej wędrówce był Paweł – szef, Grzesiek,
Norbert, Bartek i Patryk.
Po południu zatrzymaliśmy się na
godzinę drogi a zaraz potem na pyszny sycący obiad. Po obiedzie
natomiast – „co by się dobrze uleżało” - zagraliśmy
partyjkę w „noże”. Resztę dnia szliśmy już przez rezerwaty
przyrody. Do pierwszych miejscowości dobyliśmy po osiemnastej
godzinie, a nasz krąg niestety nie miał nic do jedzenia oprócz
smarowidła na kanapek… Postanowiliśmy z szefem odkupić kawałek
pieczywa od mieszkańców wsi. O dziwo w pierwszym odwiedzonym
gospodarstwie udało nam się zdobyć chleb od gospodyni. Napełnieni
miłym uczuciem świadomości że są mili ludzie na tym bożym
świecie dreptaliśmy już w stronę Puław rozglądając się po
drodze w poszukiwaniu miejsca odpowiedniego na nocleg.
Zakotwiczyliśmy się w gęstwinie nieopodal Zakładów Azotowych,
zjedliśmy kolacje i oddzielnie pomodliliśmy się nieszporami.
W niedzielny poranek, odprawiliśmy
stały pakiet startowy, mianowicie: jutrznia, toaleta i oczywiście
śniadanie. Na Msze Świętą dotarliśmy do kościoła pod wezwaniem
Miłosierdzia Bożego. Następnie w towarzystwie angielskiej pogody
przeszliśmy na stacje PKP, a tam pożegnaliśmy się z lubelskim
kręgiem i wróciliśmy do domów.
_______________________________________________________________
Wędrówka-Czerna 24-26.04..2015r pióra Ernesta Benickiego
W piątkowy wieczór
wyjechaliśmy samochodem z pod domu naszego kochanego szefa w liczbie
pięciu wędrowników. Zameldowaliśmy się na miejscu docelowym po
północy, u ojca Grzegorza – naszego dobrego znajomego i
zastępczego kapelana który towarzyszył nam podczas zeszłorocznej
wędrówki na Święty Krzyż. Miejscem noclegu był klasztor
karmelitów bosych w Czernej niedaleko Krakowa. Każdy z nas dostał
osobną cele, w której każdy z osobna zmarnowany podróżą padł
na łóżko i zasnął.
Następnego dnia rano
uczestniczyliśmy w porannych modlitwach. Zaraz po jutrzni w planie
życia zakonnego, było śniadanie. Przeszliśmy więc na refektarz,
a tam posililiśmy się w obecności wszystkich zakonników
przebywających w klasztorze.
Bezpośrednio po śniadaniu
dostaliśmy przydziałową pracę, mianowicie naszym zadaniem było
oczyścić teren otaczając stary most zwany „Diabelskim Mostem”
nieopodal naszego miejsca noclegu z przewróconego drzewa i gęstwiny
porastającej dojście do ruin. Naszym koordynatorem całej pracy był
brat Maciej. Kiedy skończyliśmy machać siekierami oraz piłami
wróciliśmy do klasztoru na modlitwy i obiad. Obiad jest godny
zapamiętania, dlatego że była to popisowa potrawa nowo
zatrudnionego kucharza w domu pielgrzyma, na talerzu znajdował się
łosoś w sosie śmietankowym, puree ziemniaczane oraz młode
warzywka gotowane na parze…. Mmmm….
Popołudniu wraz z ojcem
Grzegorzem przeszliśmy się po jednym z wielu szlaków jury
krakowsko-częstochowskiej. Celem szlaku była jaskinia Nietoperzowa,
która bardzo pozytywnie nas zaskoczyła swoimi rozmiarami.
Kiedy już wróciliśmy,
zrobiliśmy dla siebie kolacje, w tym czasie już na dobre niebo się
ściemniło. W wolny wieczór „pokiereszowaliśmy” w „Tabu”.
Tuż przed snem każdy z nas zrobił „godzinę drogi”.
Niedzielny poranek tak
samo jak sobotni zaczęliśmy od jutrzni oraz śniadania. W ten dzień
mieliśmy zaszczyt zaprezentować się podczas Eucharystii w pełnej
uroczystej obstawie służby liturgicznej. Po Mszy Świętej ojciec
Grzegorz zaprosił nas do nowopowstałego muzeum klasztoru. Bardzo
dobrze zaplonowane miejsce zachowujące klimat biblioteki lecz z
nowoczesnymi akcentami w formie interaktywnych tablic z informacjami.
Był to koniec pobytu wśród braci zakonnych. Na sam koniec
dostaliśmy jeszcze błogosławieństwo i ruszyliśmy w drogę do
domu. U celu byliśmy w godzinach popołudniowych._______________________________________________________________
Każdy z nasz wyruszył z domu w piątek wieczorem , Spotkaliśmy się na wieczornej mszy w kościele w Miętnem, Wieczór spędziliśmy spokojnie, a po zjedzeniu kolacji zadbaliśmy o higienę osobistą i po modlitwie grzecznie poszliśmy spać :)
Niestety jeden z naszych kompanów musiał nas opuścić. Kolejnego jakże cudownego poranka zaraz po poranny czynnościach wyruszyliśmy w drogę. Celem naszej wędrówki było Sanktuarium pod wezwaniem Matki Boskiej Bolesnej w Mariańskim Porzeczu.Trasę, którą mieliśmy do pokonania przeszliśmy niezwykle szybko. Może to przez zacne tempo ,a może przez ciekawe dyskusje jakie miały miejsce podczas drogi .Po szczęśliwym dotarciu do celu podziwialiśmy piękno Sanktuarium.Wieczorem udaliśmy się na Msze Św. Z powodu braku ogrzewania było tam strasznie zimno, a stanie ze sztandarem w swetrze było nie lada wyczynem.
Wędrówka – Beskid Żywiecki / Zawoja w dn. 9 – 13/14.01.2015r. pióra Ernesta Benickiego
Dzień pierwszy naszej wędrówki, czyli piątek był poświęcony na podróż pociągiem do Krakowa, a następnie busem do miejsca noclegu jako bazy wypadowej. Był to klasztor Karmelitów Bosych znajdujący się w Przysłopi położony na pięknym jodłowym wzniesieniu z dala od głównej drogi pomiędzy Zawoją a Skawicą.
Sobota, jak każdy dzień zaczęliśmy jutrznią, poranną toaletą i śniadaniem. W trakcie biesiadowania, wiedząc że pogoda nie rozpieszcza postanowiliśmy podejść na pobliski szczyt Jałowiec. Zabraliśmy najpotrzebniejsze rzeczy oraz suchy prowiant i ruszyliśmy na szlak. Niestety, na sam szczyt nie doszliśmy z powodu pogody, o której wcześniej było wspomniane: śnieg z deszczem, do tego wiatr który przebijał się przez kurtki. Nawierzchnia również nie należała do najsympatyczniejszych, w butach mieliśmy kałuże i jak stwierdził jeden z nas :”nawet kalosze by przemiękły” . Wracając innym szlakiem, wpadliśmy na herbatkę i ciastko do klasztoru sióstr Zmartwychwstanek nieopodal Stryszawy, gdzie bardzo chętnie przyjeżdżał odpoczywać Prymas Polski – Stefan Kard. Wyszyński.
Kolejny dzień prezentował znacznie lepszą pogodę. Zaprosiliśmy więc brata karmelitę Kazimierza Dude, pod którego skrzydłami byliśmy podczas pobytu w klasztorze na spacer po okolicy. Głównym punktem wyjścia była tzw. „Magurka” czyli wzniesienie, z którego można było podziwiać chmury pędzące przez Babią Górę. Bardzo miło się dreptało w towarzystwie karmelity, który raczył nas opowieściami o parafianach i historiach jakie je spotkały. Mieliśmy również możliwość odwiedzić nietypowe miejsce a mianowicie pracownie, w której robione były plansze do szachów dla trzech graczy.
Poniedziałek był dniem bardzo zwyczajnym, poranny pakiet czynności i wymarsz. Tym razem wybraliśmy się w stronę północno-wschodnią. Szło się bardzo miło, najpierw leśnym szlakiem któremu towarzyszył strumień a następnie przez niewielkie stare miejscowości. Po zmierzchu przygotowaliśmy kolację, a po niej to co każdy z nas lubi mniej lub bardziej czyli partia w grę planszową nawiązująca do czasów PRL-u oraz sławetnych kolejek sklepowych o nazwie „KOLEJKA” przy kawie lub herbacie.
Ostatniego dnia pożegnaliśmy się z oo. Karmelitami i ruszyliśmy do Krakowa by przez cały dzień móc podziwiać stare miasto. Pech chciał, że w okolicach godzin popołudniowych nastąpiła plaga w naszych szeregach, mianowicie trzech z pięciu „złapało” (jak sądzimy) grypę żołądkową. Po krótkiej analizie sytuacji przez szefa kręgu, który jest niezniszczalny i nie było widać po nim żadnych objaw, postanowił wsiąść do wcześniejszego pociągu i wrócić do domu. Okazało się że pociąg nie zatrzymuje się w Pilawie, dlatego trzeba nam było przesiadać się w Warszawie. W drodze powrotnej mieliśmy wiele (nie)wspaniałych przygód które wolałbym przemilczeć. Leczący (nie dla wszystkich) z grypy był bieg z plecakami po peronach, schodach i korytarzach dworca kolejowego w poszukiwaniu właściwego pociągu, który miał odjechać za zaledwie kilka minut po zatrzymaniu się na stacji pociągu, w którym przyjechaliśmy z Krakowa.
Cała wędrówka zakończyła się szczęśliwie, i z pewnością zapadnie nam w pamięci na długo.
_______________________________________________________________Relacja z akcji "Z krzyżem przez Post" pióra Mateusza Zawadki.
Jak wiemy Wielki Post to czas pokuty, pojednania i modlitwy, to czas gdzie powinniśmy chodź na chwile się zatrzymać i znaleźć czas dla Boga. Wchodząc w ten czas wędrownicy postanowili zrobić Krzyż, który miał im o tym przypominać. Spotkaliśmy się w sobotę 8 marca wraz z gościem specjalnym dh. Piotrem Zawadką HR, by przy jego pomocy zrobić Krzyż FSE. Jeśli ktoś nie wie jak on wygląda to proszę wejść w ten link -->http://skauci-europy.pl/o-nas/dokumenty-podstawowe-symbolika/krzyz-harcerski-fse
W trakcie spotkania nawiązała się rozmowa na temat poszczenia w Wielkim Poście i doszliśmy wspólnie do wniosku, ze post jest czymś dobrym, gdy w chwili słabości myślimy o Jezusie i jego trudach w życiu ziemskim.
W trakcie spotkania mialo tez miejsce "Pięć minut wodza" w raz z HR-em Piotrem. Było to mile doświadczenie przeżywać to w obecności o wiele bardziej doświadczonej osoby od nas.
Pod koniec podsumowaliśmy to co zrobiliśmy przez 3 godziny. Nie każdy był zadowolony z efektu swojej pracy, wiec musiał jeszcze chwile poświęcić na dopracowanie swojego projektu w domu.
Po pracy trzeba było posprzątać, wiec każdy chwycił jakoś szczotkę, mopa, czy szmatkę i w parę minut harcówka nabrała nowego, czystego wyglądu.
_______________________________________________________________
Relacja z wędrówki w Bieszczadach w dn. 13-16.02.14r. pióra Macieja Rozmanowskiego.
Ruszyliśmy w czwartek wieczorem z
Garwolina. Mimo że jedni pomylili godzinę i pakowali się w
dziesięć minut a inni musieli wracać do domu po jeszcze parę
rzeczy to udało nam się wyrobić w planowanym czasie.
Podróż odbyła się bez większych
rewelacji w związku z czym już ok. godziny 23:00 byliśmy w
Przemyślu. Noc spędziliśmy w klasztorze Karmelitów a śniadaniem
uraczyła nas pani Basia, kucharka klasztoru. Chodzenie po górzystym
Przemyślu, dla zwykłych dreptaczy nizinnych jest nie lada
wyzwaniem. Na szczęście wędrownicy Boboli do takowych nie należą.
Dzielnie radziliśmy sobie z kolejnymi wzniesieniami i spadkami. Z
racji tego że zmuszeni byliśmy do skrócenia czasu przeznaczonego
na zwiedzanie miasta, zdążyliśmy jeszcze zajechać na Kalwarię
Pacławską gdzie w ogrodzie klasztoru Braci Mniejszych
Konwentualnych, w towarzystwie patrolu Straży Granicznej
przeczesującej teren kamerami termowizyjnymi, ugotowaliśmy obiad.
Pojedli, pozwiedzali, ruszyli dalej. W Ustrzykach Górnych gdzie
mieliśmy zaplanowany nocleg okazało się że sprawa nie została
odpowiednio dogadana więc chwilowo zostaliśmy ciemną nocą bez
dachu nad głową. Mający wtyki chyba we wszystkich klasztorach
świata Wojtek, natychmiast ugadał się z gwardianem OO. Bernardynów
w pobliskiej Wetlinie dramatycznie składając mu prośbę nie do
odrzucenia. Tam też przyszło nam mieszkać do końca wędrówki.
Choć ciężko było rozgryźć nastrój ojca który nas przyjął
(sądząc po minie chyba wcale nie miał ochoty nas gościć), dzięki
pozytywnej bezczelności Wojtka dostaliśmy do dyspozycji dwu –
pokojowy apartament z łazienką i kuchnię. Wydarzenia dnia
następnego były główną atrakcją całego wyjazdu. Zdobywaliśmy
szczyt Smerek który powitał nas wiatrem jakiego żadnemu z nas nie
dane było doświadczyć wcześniej. 470Km/h najmarniej. Dodaj do
tego ścieżkę momentami wąską na szerokość dwóch stóp ze
stromymi zboczami po bokach a otrzymasz wrażenia pozwalające
zapomnieć o mrozie i wietrze któremu opierasz się wszystkimi
siłami. Schodząc na dół, w miejscu stwarzającym warunki trochę
bardziej do tego dogodne, ugotowaliśmy obiad. Marsz na miejsce
noclegu miał tempo zdecydowanie nie odzwierciedlające nasze
zmęczenie. Umotywowane to było faktem że zbliżała się godzina
ostatniej mszy świętej tego dnia. Z zapasem dosłownie kilku małych
minut, dotarliśmy na miejsce. Byliśmy jedynymi wiernymi
uczestniczącymi we mszy. Po mszy, kąpieli, kolacji i innych
drobnych czynnościach wieczornych oglądaliśmy film. Oglądaliśmy
to za dużo powiedziane. Zmęczeniu nie uległ jedynie kręgowy
relacjonujący aby móc dopełnić relację własną, subiektywną
oceną. Film był słaby. Kolejny dzień to poranna msza, śniadanie
i podróż do domu przerwana obiadem w lesie i wizytą nad jeziorem
Solińskim.
Mimo wielu niedopełnionych kwestii i
kilku potknięć, zawsze z głową w górze idziemy do przodu.
Podczas tej przygody było można doświadczyć niemal namacalnie.
_______________________________________________________________
Relacja z wędrówki po jurze krakowsko-częstochowskiej w dn.08-10.11.13. pióra Macieja Rozmanowskiego
W deszczowy i chłodny piątkowy wieczór, wędrownicy kręgu św.Andrzeja Boboli spotkali się w mieszkaniu swojego szefa Wojciecha, aby wspólnie rozpocząć czas męskiej przygody na wędrówce po jurze krakowsko-częstochowskiej. W myśl hasła przewodniego wyprawy, "zaufaj Panu", dopiero w ciepłej kuchni, nad parującą herbatą Wojtek poinformował resztę kręgu po co się tam zgromadzili zamiast od razu ruszać na trasę. Otóż po kolacji i herbatce, odbyła się konferencja traktująca o sensie czytania i interpretacji Pisma Świętego, prowadzona przez zaskakującego swoją wiedzą gospodarza. Po konferencji i zażartych dyskusjach z niej wynikających, wędrownicy położyli się spać aby zerwać się ze snu jeszcze przed słońcem. O godzinie 4:00, po zapakowaniu się i bagaży do samochodu, ruszyli przez noc. Chcieli osiągnąć cel podróży- Żarki przed godziną 8:00 aby tam, w Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej rozpocząć dzień spotkaniem z Jezusem Chrystusem we mszy świętej. Niestety po złym wyborze trasy dotarli na miejsce dopiero ponad godzinę później niż zamierzali. Nie jest to jednak równoznaczne z porzuceniem zamiaru porannej mszy. Po drodze trafili do kościoła parafii Chlewice gdzie akurat odbywała się msza za myśliwych z racji przypadającego 3 listopada święta ich patrona, św.Huberta. Do Żarek dotarli ok. 9:30. Najpierw posilili się po podróży, zaopatrzyli się na obiad i ruszyli w drogę do miejscowości Mirów gdzie czekał na nich do zdobycia XIV-wieczny zamek. Droga upłynęła na rozmowach i modlitwie. Kres drogi nie zawiódł pokładanych w nim oczekiwań. Zarówno zamek jak i otaczające go skałki dostarczyły wędrownikom adrenaliny podczas wspinania się a co się z tym wiąże ogromnej rozrywki. Następnym punktem na trasie był zamek w Bobolicach, który z racji tego że jest odnowiony i otwarty do zwiedzania, nie pozwala na wspinaczkę po swoich murach. Po tych wszystkich wydarzeniach i męczącym marszu, wędrownicy przypominali stado zgłodniałych wilków, więc aby nie zrobić krzywdy turystom na zamku, kierując się resztkami rozsądku którego głód nie zdołał zagłuszyć, zatrzymali się na obiad. Po zapełnieniu żołądków i chwili spędzonej nad mapą, ruszyli w drogę powrotną. Na szlaku było jeszcze parę skałek i jaskiń do zdobycia, więc na miejscu noclegu, w nowicjacie zakonu paulinów, byli już grubo po zachodzie słońca. Kolacja przygotowana przez braci, wyrzuciła z programu punkt "przygotowanie kolacji" co dało chłopakom trochę czasu na integrację przez wspólną grę. Zaniechali też zrobienia zakupów na niedziele kierując się wspomnianym już hasłem "zaufaj Panu"(czyt. liczyli na śniadanie w nowicjacie). Bracia nie zawiedli. Wędrownicy w porannej mszy podziękowali Bogu za hojność którą objawił im rękami zakonników. Niedziela upłynęła na zdobywaniu kolejnych skał, odwiedzinach w pustelni pierwszych zakonników na tych terenach i podsumowaniu wędrówki na
radzie kręgu. Podróż minęła szybko, przynajmniej dla tych którzy mogli spać w drodze. (Pozdrowienia dla kierowcy). W domach, przy ciepłym obiadku i herbacie rozsiedli się koło godziny 17:00.
_______________________________________________________________
08.10.2013
Relacja z Wędrówki letniej, pióra Mateusza Piłki:
W czwartek 11.07.2013r około godziny 22:00 spotkaliśmy się wszyscy przy harcówce. Po zapakowaniu wszystkich rzeczy do samochodu ruszyliśmy około 23:00 w drogę do miejscowości Żarki leżącej w województwie śląskim do Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej. Na miejsce dojechaliśmy około godziny 6:00 i zdążyliśmy na poranną Mszę Świętą. Po Mszy szybkie śniadanie, plecak na plecy i w drogę!
Szliśmy w kierunku
miejscowości Mirów podziwiając okoliczne lasy, drogi i rowy :) Droga mijała nam
przy rozmowach poważnych i tych mniej poważnych i oczywiście na modlitwie,
która jest nierozerwalna częścią każdej
wędrówki . Po dotarciu na miejsce zrobiliśmy chwilę przerwy, kupiliśmy słodkie
ciastka i mleko aby się trochę posilić. Idąc dalej drogą naszym oczom ukazał
się duży stary zamek. Oczywiście nie tracąc okazji poszliśmy go pozwiedzać i
ruszyliśmy w dalsza drogę do Bobolic. Tam znajdował się drugi, odremontowany
już zamek. W okolicy zamku znajdowały
się ogromne skały które kiedyś były jedyną bramą do tego zamku. Mieliśmy tam
godzinę wędrownika, trochę padało ale schroniliśmy się pod skałami. Po godzinie wędrownika zaczęliśmy się
zastanawiać gdzie będziemy spać. Wybór padł na zamek w Mirowie :) Po chwili
wszyscy byliśmy w drodze do tak niecodziennego noclegu, kolacja, rozmowa i spać.
Po ciekawej nocy w zamku z nietoperzami wiszącymi nad głowami i śniadaniu ,zaczęliśmy wracać do Żarek gdzie stał nasz samochód. W
międzyczasie był obiad, godzina wędrownika
i wiele innych ciekawych rzeczy. Zbliżała się godzina 20:00, a my wpadliśmy na pomysł aby jechać do Częstochowy na Jasną Górę zakończyć dzień Apelem
Jasnogórskim. Dzięki znajomością Wojtka mieliśmy możliwość wejścia przed sam
obraz Matki Boskiej. Po modlitwie udaliśmy się na sen do Sali rycerskiej.
Następnego poranka poszliśmy na Mszę Świętą ,
zjedliśmy po bułce i udaliśmy się w drogę powrotną do domu.
Galeria zdjęć: Jura Krakowsko-Częstochowska
_____________________________________________________________
24.06.2013
Relacja ze służby podczas Jerycha Młodych 2013, pióra Mikołaja Wysockiego:
W dniach od 21. do 22., do nadbużańskiej miejscowości
Pratulin, zjechało się wielu młodych ludzi.Miejsce męczeństwa unitów przez dwa
dni żyło niepowtarzalną atmosferą radości, ale też skupienia, czy wzruszeń.
„Jerycho Młodych” okazało się bardzo udaną imprezą religijną, wychodzącą
naprzeciw oskarżeniu, że chrześcijanie nie potrafią się dobrze bawić. W dodatku
bawić się tak, aby wynieść z tego coś mądrego.
Za służbę logistyczną odpowiadali harcerze. Skauci
Europy też mieli swój wkład w organizację imprezy. Krąg wędrowników z hufca
garwolińsko-pilawskiego, od piątkowego poranka do sobotniego wieczora, starał
się wypełniać jak najlepiej powierzone zadania. Pierwszy dzień upłynął na
rozbijaniu obozowiska, wyodrębnianiu miejsc pod pola namiotowe, przygotowywaniu
pochodni. Trudno zliczyć także mniejsze, niezauważalne prace, w których
pomagali skauci. Należy też dodać funkcję reprezentacyjną; warty, czy obstawa
przy procesjach.
Wydarzenia na scenie rozpoczęły się o godzinie 19. i
trzymając w ciągłej euforii uczestników trwały do godziny pierwszej.
Najciekawszymi punktami programu była mocno szokująca, choć niepozbawiona
humoru konferencja z o. Michałem Olszewskim- najmłodszym egzorcystą w Polsce;
rasowy raperski występ Arkadio; a także droga krzyżowa przygotowana przez
zespół „El Camino”, po której nastąpiła adoracja. Wielkim bohaterem tych
wydarzeń była nadciągająca jednocześnie z kilku burza, sowicie nagradzana
brawami. Jednak moc modlitwy sprawiła, że minęła Pratulin łukiem, a skończyło
się na malutkim deszczu. Wielkie uznanie należy się orkiestrze, która bez
wytchnienia uatrakcyjniała imprezę. Podczas całej drogi krzyżowej wędrownicy
otoczyli krzyż na scenie, oświetlając go pochodniami. Jeszcze mocnieje wrażenie
musiało robić siedem wielkich zapalonych pochodni po zwycięstwie nad prorokami
Baala w przedstawieniu grupy ze Stoczka. Utworzyło to doskonałą atmosferę do
adoracji, która nie pozostawiła żadnego serca bez wzruszenia.
Po nocy pełnej niezaplanowanych atrakcji rozpoczął się
drugi i ostatni dzień Jerycha. Po występach artystycznych nastąpił czas na
medytacje i katechezy w małych grupach. Spisane tam refleksję, prośby zostały
spisane na kartkach, złożonych później na Mszy św. Kończącej Jerycho. „Czas
próby ognia” wypełniony był konferencjami m.in. na temat sekt, pokusy
pieniędzy, sławy, czy seksu. Swoją mądrością dzielili się na scenie m.in. Adam
Woronowicz (odtwórca roli Bł. ks. Jerzego Popiełuszki) czy Tomasz Berent. Duchową pieczę nad tą
częścią Jerycha sprawował wymieniony już BŁ. Ks. Jerzy, którego relikwie były
obecne na ołtarzu tego dnia. Impreza została zapieczętowana uroczystą
Eucharystią.
Później od wszystkich z miejsca Jerycha odjechali
skauci, którzy byli odpowiedzialni za uprzątnięcie miejsca imprezy. Skauci
Europy po raz kolejny udowodnili, że są „dobrą marką”. Czekamy na
przyszłoroczne Jerycho Młodych.
_______________________________________________________________
17.05.2013
Czuwanie przed relikwiami Św. Andrzeja Boboli.
16.05.1657 r. w Janowie Poleskim zmarł po strasznych torturach nasz patrona św. Andrzej Bobola. W Kościele Katolickim dzień ten jest świętem liturgicznym. W czwartek, w kaplicy szpitala w Garwolinie odbyło się czuwanie przed relikwiami Świętego oraz Msza Święta odprawiona przez ks. Mariusza.
_______________________________________________________________
15.05.2013
Relacja z wędrówki majowej, Klasztor Karmelitów w Czernej, pióra Wojtka Żochowskiego:
W piątek 10.
05 2013r. pojechaliśmy na wędrówkę, wyjazd był o 19 ale udało się nam wyjechać
dopiero koło godziny 20. Dojechaliśmy na miejsce gdy już było późnej nocy. Zamierzonym
miejscem był klasztor Karmelitów Bosych w Czarnej koło Krakowa. U celu czekał
na nas o. Paweł, który mimo tak późnej pory nie szczędził nam serdeczności,
odprowadził nas do cel klasztornych, następnie udaliśmy się na spoczynek.
Pobudka była o godz. 500 , więc specjalnie się nie wyspaliśmy
jako iż na sen mieliśmy ok. 4 godz. Obudził nas jeden z braci kołacząc kołatką
i przechadzając się po klasztornym krużganku. Po chwili dało się słyszeć
donośne dzwonienie dzwonem ustawionym przy chórze, był to znak dla wszystkich,
że czas na jutrznie. Po jutrzni, która odbyła się w chórze, odbyła się Msza Święta, udaliśmy się na wyższe piętro gdzie modliliśmy się modlitwą po
brewiarzową. Następnie udaliśmy się na
śniadanie, gdzie zapoznaliśmy się z zakonnikami, z którymi się wcześniej nie
zapoznaliśmy oraz najedliśmy się obficie, jako iż jadła nam tam nie skąpiono. Po
śniadaniu zostaliśmy oprowadzeni po klasztorze, następnie udaliśmy się na
służbę [jedni w klasztorze, inni w ogrodzie]. Dzień upłynął w duchu służby i
modlitwy obecnej o każdej porze i w różnej formie. Po obiedzie wybraliśmy się
na małą wędrówkę. wraz z dwoma braćmi z nowicjatu oraz dwoma ojcami, po
okolicznych pagórkach i lasach. Tam też odbyła się godzina wędrownika i
konferencja o powołaniu. Po powrocie było ognisko połączone z kolacją, która
wyszła nie najgorzej, a po kolacji wspólnie pośpiewaliśmy i pograliśmy w
ruchowe gry wędrownicze. Później poszliśmy spać jako, iż każdy chciał się w
końcu wyspać, a i następnego dnia długa droga była przed nami. Rano (po
ogarnięciu się , spakowaniu, modlitwie, śniadaniu, zmyciu naczyń po śniadaniu i
wczorajszej kolacji) poszliśmy przyszykować się do służby na Mszy Św. {bardzo
uroczystej, jako iż było święto Wniebowstąpienia}. Po Mszy był bardzo obfity
obiad, a po obiedzie pożegnaliśmy się i pojechaliśmy do domu.
Galeria zdjęć: Czerna
______________________________________________________________
03.05.2013
Relacja z Lokalnych Harcy Majowych, 100-lecie harcerstwa na ziemi garwlińsko-pilawskiej:
W owych dniach, ku chwale Bożej i rycerstwa ojczyźnianego, na ziemi garwolińsko- pilawskiej miejsce miało wydarzenie rangi światowej, w której siła braterstwa Kręgu Boboli chwalebną służbę pełniła. O czym niniejszy starodruk Guttenbergowski wykonany ręcznie świadkiem pozostaje!
Relacja z Harców Majowych: wieści z HM
Hufcowa galeria zdjęć: foto z HM
Kręgowa galeria zdjęć: foto z HM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz